czwartek, 22 kwietnia 2021

"Ruiny Gorlanu" John Flanagan (seria Zwiadowcy) - recenzja

 “Ruiny Gorlanu” autorstwa Johna Flanagana są pierwszą częścią serii książkowej noszącej tytuł “Zwiadowcy”. Opowiada o honorze, odwadze i przyjaźni, o czym informuje nas napis na pięknej, utrzymanej w leśnej kolorystyce okładce. Na okładce znajdziemy również informację, że książka skierowana jest do młodzieży.


Zdarzyło mi się przeczytać tę książkę po raz pierwszy dobrych kilka lat temu, jednak ciągle leży ona na mojej półce i jest przeze mnie dosyć często wybierana, gdy potrzebuję się zrelaksować, odprężyć i przenieść do średniowiecznego świata przyjaźni.


Historia opowiada o piętnastoletnim Willu, który tak samo jak większość chłopców w jego wieku, pragnie najbardziej na świecie zostać rycerzem. Jest to jego obsesja, nie ma innego planu na przyszłość, jednak największą przeszkodą do zrealizowania marzenia jest on sam. Dlaczego? Ponieważ jest niski i drobny, a nie jest to raczej postura, której wymaga się od przyszłych obrońców królestwa.


Jako alternatywa dla Willa niespodziewanie pojawia się grupa tajemniczych zwiadowców. Według przekazów świadków podobno pałają się oni czarną magią i potrafią stać się niewidzialni. W ich szeregach jest Halt, o którym historie mówią, że jest wielki i barczysty, a ile w tym prawdy sami się dowiecie, jeśli sięgniecie po tę książkę. To właśnie ów Halt proponuje Willowi dołączenie do zwiadowców i zostanie jego czeladnikiem.


Istotną rolę w całej opowieści odgrywać będą również przyjaciele i wrogowie głównego bohatera, którzy razem z nim dorastali w sierocińcu. Czy młodemu zwiadowcy uda się utrzymać te przyjaźnie gdy ma tyle obowiązków? Czy jego wróg może stać się jego największym sojusznikiem?


Książkę czytało mi się bardzo przyjemnie, jako odskocznia od życia codziennego sprawdziła mi się idealnie. Nie uważam jednak, że jest to książka tylko dla młodzieży. Jej język jest prosty, ale nie dziecinny, bohaterowie są dojrzali jak na swój wiek a sposób w jaki Flanagan wykreował świat o którym pisze jest jak dla mnie idealny. Jeśli chcesz przeżyć chwile wzruszenia, strachu i poznać życie razem z młodym Willem, to ta książka jest idealna dla ciebie.


środa, 14 kwietnia 2021

"Oddam ci słońce" Jandy Nelson - recenzja

 "Oddam ci słońce" autorstwa Jandy Nelson to książka, która tak naprawdę zachwyca od samego początku, ponieważ posiada piękną okładkę. Może być ona traktowana jako informacja o tym, że historię poznamy z perspektywy dwójki różnych narratorów- dziewczyny przedstawionej z przodu i chłopca przedstawionego z tyłu. 

Słońce i księżyc, dzień i noc, Jude i Noah lub Noah i Jude w zależności od tego, w którym fragmencie opowiadania się znajdujemy. Ona jest rozrywkową osobą, mającą pełno znajomych albo jest cicha, zamknięta w sobie i bardzo przywiązana do książki, którą ma po babci. On, jej brat bliźniak to skryty i tajemniczy artysta, lub chłopak, który chodzi od imprezy do imprezy i nie zależy mu tak naprawdę na niczym. Skąd te różnice w ich własnych osobowościach? Jedne z nich są sprzed pewnej tragedii drugie zaś po niej. 

W książce przeplata się narracja starszej Jude i Noaha sprzed kilku lat. Wygląda to tak, jakby narrację otrzymywało to z bliźniąt, które jest bardziej zgodne z tym, kim tak naprawdę jest. O czym właściwie jest historia? O rodzinie, miłości, sztuce, stracie i przyjaźniach. Ratowaniu siebie nawzajem i ranieniu. O dojrzewaniu do pewnych decyzji. Są tu tak samo miłości między osobami różnych jak i tych samych płci. 

Akcja i fabuła są niczym labirynt, raz przez niego idziemy, raz biegniemy, gubimy się, zawracamy. Są chwile gdy trzeba przystanąć, zrobić krok w tył. Moje doświadczenia z czytaniem były takie, że książka leżała i czekała aż podejdę i po kawałeczku będę ją czytać. Nie dużo na raz, właściwie za każdym razem było to jedynie smakowanie historii a później analizowanie przeczytanego fragmentu.

Co ciekawe, tytuł odnosi się bezpośrednio do fabuły, słowa w nim zapisane padają w dialogu między bohaterami i mają szczególne znaczenie zarówno dla Jude i Noaha jak i postaci bardziej drugoplanowych. 

Zachęcam wszystkich do przeczytania historii o tym, jak bliźnięta podzieliły świat między siebie i co z tego wynikło. Mam nadzieję, że tak jak ja, nie zawiedziecie się.

wtorek, 13 kwietnia 2021

"Dziewczyna z dzielnicy cudów" Aneta Jadowska - recenzja

 “Dziewczyna z dzielnicy cudów” autorstwa Anety Jadowskiej zdecydowanie nie należy do moich ulubionych książek. Po głębszym zastanowieniu nie uznam jej nawet za książkę która mi się podobała. Przebrnięcie przez nią nie było męką, ale zdecydowanie nie było też przyjemnością. Jest w tym coś z mojej winy, nie lubię czytać z perspektywy postaci kobiecych, ale nie jestem tu jedyną winną osobą. 

Książka opowiada o Nikicie, osobie mającej wiele imion i jeszcze więcej tajemnic. Próbuje ona rozwikłać sprawę uprowadzenia piosenkarki z klubu “Pozytywka”. W śledztwie pomaga jej nowy partner wyznaczony przez matkę Nikity. Nazywa się on Robin. Czy ich relacja skończy się na partnerstwie jedynie zawodowym? Czy uda im się w ogóle dogadać?


Całej historii nie mogę odmówić tajemniczości i klimatu, wychodzą one na pozytyw i ze smutkiem muszę stwierdzić, że to jedyny jaki dostrzegam. Język jest jak dla mnie nieprzystępny, fabułę można porównać do mułu- trudno przez niego przejść, ciągle się zapadasz i pojawiają się myśli, czy jest sens z tym walczyć. Samo wspominanie tej książki wywołuje u mnie zniechęcenie i zmęczenie. Z pisaniem o niej jest tak samo.


Mam duży problem z fabułą, tak naprawdę to głównie przez nią oceniam książkę negatywnie. Postaci są dosyć schematyczne i przewidywalne, ale nie jakieś bardzo złe, znam dobre książki, które mają gorzej napisane postaci. Jednak fabuły nic nie ratuje, kolejne strony nie niosą odpowiedzi a jedynie ulgę, że znajdujemy się coraz bliżej końca.


Czy jednak mimo to polecam tę książkę? Oczywiście, powyższa opinia to jedynie moje odczucia, być może właśnie tobie się ona spodoba. Nie jest to historia przez którą nie dałoby się przebrnąć i jeśli tylko macie okazję, to zachęcam was do zapoznania się z opowieścią o Nikicie.


środa, 7 kwietnia 2021

"Księga cmentarna" Neil Gaiman - recenzja

 Niedokończone morderstwo, cmentarz pełen duchów i dziecko- oto rzeczy, które prezentuje nam Neil Gaiman w swojej książce noszącej tytuł “Księga cmentarna”. Opowiada o osobach żywych, zmarłych i będących jednocześnie tymi i tymi a jednocześnie żadnym z nich. Okładka dzieła idealnie oddaje nastrój historii i sprawia, żę czytelnik w przerwach w czytaniu nie zapomina o tym co czyta, bo każde spojrzenie na nią przypomina mu tajemnicę, intrygi i to wszystko co czeka na niego w jeszcze nieprzeczytanych stronach.

Głównym bohaterem książki jest żywe dziecko, noszące imię Nikt Owens. Co wyróżnia go wśród rówieśników? Pierwszą rzeczą jest imię, drugą miejsce zamieszkania jakim jest cmentarz. Przeżywa on życie wśród martwych, od zmarłych uczy się jak powinien żyć. Chłopca poznajemy jako malutkie dziecko i śledzimy historię jego dorastania. 


Tempo książki jest bardzo nierówne. Początek historii jest szybki i dynamiczny- pojawia się bardzo wiele wątków, postaci, czytelnik zdaje się być prowadzony w głębię. Im dalej tym bardziej ta głębia maleje, poruszamy się już tylko po powierzchni. Pojawiające się postaci nie są tak szczegółowo opisane jak wcześniej. Osobiście odbieram środek książki jako najmniej ciekawy. Poprawa następuje pod koniec historii, gdzie znowu nagle wpadamy w wir szybkiej akcji, imion, miejsc i emocji bohaterów. 


Gaiman posługuje się specyficznym językiem przez który ciężko jest mi stwierdzić do jakiego czytelnika kieruje swoją książkę. Jedno jest pewne, jeśli lubicie czytać o czasach minionych, tajemnicy, morderstwach, zjawiskach nadnaturalnych to jest to coś, co powinno wam się spodobać. Opowiadanie jest dosyć krótkie i raczej szybko się je czyta, więc może być ciekawym przerywnikiem od codzienności. Nie mogę powiedzieć, że jest to dobra albo zła książka. Za to doskonale pasują do niej określenia: przyjemna i ciekawa.


piątek, 2 kwietnia 2021

"Koralina" Neil Gaiman - recenzja

 “Koralina” została napisana przez Neila Gaimana i moje spojrzenie na nią jest nieco zniekształcone, przez stworzoną do niej animację z 2009 roku “Koralina i tajemnicze drzwi”. Czytając opinie i recenzje innych osób moją uwagę zwróciło to, że wiele osób ma ten sam problem co ja, czyli jak opisać książkę, gdy najpierw poznało się jej animację i to właśnie ją uważa się za lepszą?

Zdarzyło mi się już kilka razy sięgać po książki Gaimana i ta konkretna jest chyba w moim odczuciu najsłabszą. Nie złą, ale gorszą niż pozostałe. Okładka jest piękna i tajemnicza, tak samo jak i treść książki. 


Główna bohaterka, tytułowa Koralina jest typem poszukiwacza przygód. To energiczne, nieco zbyt chaotyczne dziecko. Można o niej powiedzieć, że jest rozrabiaką. Wraz z rodzicami przeprowadza się do nowego domu. Jej rodzice nieco ją zaniedbują, więc dziewczynka ciągle się nudzi i wymyśla sobie coraz to nowsze zabawy i poznaje bardzo interesujących sąsiadów. Podczas jednej z tych zabaw odkrywa drzwi numer czternaście, które w przeciwieństwie do poprzednich trzynastu się nie otwierają. A jak wszyscy wiemy, jeśli coś się nie otwiera, to każdy chce to otworzyć.


Osobiście czytało mi się tę książkę dosyć ciężko, dłużyła mi się i niejednokrotnie pojawiała się w mojej głowie myśl, żeby jednak ją odłożyć i dać sobie z nią spokój. Ostatecznie cieszę się, że udało mi się dotrzeć do końca. Mimo, że do książki prawdopodobnie nie wrócę, to tajemnicze uniwersum do jakiego zabiera ona czytelnika jest warte odwiedzenia. 


Dzięki Koralinie możemy wrócić do czasów dzieciństwa, do czasów gdy najlepszym placem zabaw była nasza wyobraźnia. Cyrkowe myszki, tajemnicze drzwi i drudzy rodzice są tu nie objawami używek, z czym skojarzyłaby je osoba dorosła, a z wybitnie rozwiniętą, dziecięcą wyobraźnią. Książka jest jak dla mnie czymś w stylu horroru dla dzieci, jednak osobom dorosłym też ją polecam, choćby po to, by przypomnieć sobie co może siedzieć w głowie dziecka.


wtorek, 30 marca 2021

"Hurt/Comfort" Weronika Łodyga - recenzja

 Książka “Hurt/Comfort” autorstwa Weroniki Łodygi zdecydowanie uzyskała spory rozgłos w internecie. W pierwszy tydzień po jej wydaniu towarzyszyło mi uczucie, że nie da się sprawdzić aktualności w mediach społecznościowych i nie natknąć się na jej zdjęcie lub wzmiankę o niej. Napisana przez polską autorkę książka opowiada o romansie między dwoma chłopcami, a jak pewnie sami wiecie na polskim rynku wydawniczym nie ma wielu takich pozycji.

Historia zapisana na kartkach między fioletową okładką opowiadana jest z perspektywy Artura- prawie osiemnastoletniego ucznia klasy maturalnej. Poza swoją przyjaciółką, Magdą, nie dopuszcza innych do siebie, a gdy ktoś do niego obcy zagaduje, to używając języka migowego udaje osobę głuchą. Język migowy, poza ucieczką od rozmów, jest też jego jedynym kontaktem z osobą, na której mu bardzo zależy. Chłopak wychowywany jest jedynie przez ojca. Pewnego dnia w autobusie poznaje tajemniczego chłopaka, który nie daje się zbyć miganiem.


Poza Arturem, chłopakiem z autobusu i wspomnianą Magdą poznajemy Anitę, koleżankę z klasy głównego bohatera. Dziewczyna ta ukrywa przed kolegą pewien sekret. Zna również historię nowego ucznia i uparcie próbuje namieszać w ich relacji.


Bardzo mi się podobały naturalne dialogi umieszczone między lekkimi do czytania opisami. Fabuła jest ciekawa, wywołuje w czytelniku bardzo wiele emocji, które przeżywa się razem z bohaterami. Wszystko co jest opisane w książce tworzy spójną całość, nie ma wątków wciskanych na siłę ani pytań, na które nie znaleźlibyśmy prędzej lub później odpowiedzi. Jednocześnie książka nie jest banalnie przewidywalna, czytając ją czasem zostajemy sam na sam tylko z naszymi domysłami.


Książka jest napisana na dobrym poziomie, muszę przyznać, że rozgłos jaki zdobyła zdecydowanie jej się należy. Wywarła na mnie pozytywne wrażenie. Odkrywanie każdej kolejnej strony jest przyjemnością, nie ważne czy jesteśmy na początku, środku czy końcu historii.


poniedziałek, 29 marca 2021

"Geekerella" Ashley Poston - recenzja

 Muszę przyznać, żę moje podejście do książki o tytule “Geekerella” autorstwa Ashley Poston było związane z pewnymi oczekiwaniami. Rozprawia ona o Danielle- geeku, fance serialu Starfield i blogerce, która ma powiązania z pewnym konwentem. Jej opis i zainteresowania mogę powiązać z tym, jak ja odbieram siebie.

Geekerella wpadła mi w ręce właściwie przypadkiem, miała ciekawą okładkę i interesujący opis, co przekonało mnie do jej zakupu. Mogę ją opisać jako taki deser literacki- lekki, przyjemny i słodki. Lekka jest treść, przyjemny język, a słodka jest relacja głównej bohaterki ze społecznością fanowską.


Przybliżając nieco historię Danielle, jest ona nastolatką, której rodzice umarli, wychowuje ją macocha mająca jeszcze dwie córki, Caliope i Chloe. Tak jak w Kopciuszku, do którego tytuł nawiązuje, główna bohaterka jest wykorzystywana i gnębiona przez żyjącą część swojej rodziny. Ucieka przed tym do świata serialu Starfield, o którym prowadzi bloga. Dziewczyna pracuje w foodtrucku- Magicznej Dyni. Pewnego dnia dostaje wiadomość, pewien chłopak pomylił numery i napisał do niej i właściwie od tego zaczyna się cała opowieść.


W nawiązaniu do oryginału pojawia się motyw balu, zniknięciu po nim dziewczyny i poszukiwaniu jej przez ukochanego. Są trudne decyzje, chwile kryzysu, szczęśliwe momenty. Książka nie wywołała we mnie skrajnych emocji, jednak była przyjemnym odpoczynkiem od codzienności. Jest bardzo przewidywalna, na co może wpływać fakt, że jest nawiązaniem do historii Kopciuszka, jednak dla mnie nie było to irytujące. Możemy przewidzieć co się stanie, ale nie traktuje się tu czytelnika jak głupka.


Polecam tę książkę każdemu, kto chce odpocząć, założyć sobie literackie różowe okulary. Jeśli tęsknicie za konwentami to ta książka może was w jakimś stopniu przenieść na chwilę właśnie do nich. Nawet jeśli nie lubicie Kopciuszka to dajcie szansę Geekerelli.


"Radio Silence" Alice Oseman - recenzja

 Zwykle to ludzie piszą książki, jednak czasem się zdarza, że to książka napisze człowieka. To właśnie zrobiła ze mną książka “Radio silence” autorstwa Alice Oseman. Rozłożyła mnie na kawałki i napisała od nowa. Emocje jakie mi towarzyszyły przy czytaniu były istną burzą skrajności- od zachwytu, wzruszeń, do wściekłości przez zdziwienie, radość i dumę z bohaterów. Oderwanie się od książki wydawało mi się niemożliwe, tak samo jak oddanie tego, jak bardzo ta książka na mnie wpłynęła.

Jest to historia opowiedziana oczami nastoletniej dziewczyny- Frances, która pełni ważną funkcję w szkole i próbuje oddzielić to, na kogo kreuje się w szkole, czyli cichą kujonkę, od prawdziwej siebie- internetowej twórczyni grafik, fankę podcastu Universe City i nerda. Mimo, że cała książka jest narracją tej dziewczyny, to została odebrana przeze mnie jakby była nie o niej a o chłopaku imieniem Aled. Moim zdaniem czyni to opowieść jeszcze ciekawszą.


Jakie zagadnienia są podejmowane przez Alice Oseman w tej historii? Relacje z rodziną- od takich pozytywnych do toksycznych, poszukiwanie prawdziwego siebie. Omawia bardzo ważną sprawę, jaką jest presja społeczeństwa wobec pójścia na studia, pokazuje jak uczniowie próbują sobie poradzić ze stresem egzaminów. Bohaterowie odkrywają swoją seksualność, jest to chyba pierwsza książka, która wpadła mi w ręce, gdzie pojawia się postać demiseksualna, co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło. Jeśli chodzi o tempo fabuły to jest bardzo naturalne- gdy bohaterowie mają kryzys to jest ono nieco szybsze, gdy jest dobrze to książkę się czyta w bardzo przyjemnie leniwy sposób. Wątki odkrywane są stopniowo, nie jest ich ani za dużo ani za mało.


Jakie widzę plusy w tej książce? Świetni bohaterowie, przyjemny w odbiorze język, niestandardowy format, tematy które są poruszane są bardzo aktualne. Bardzo ciekawie jest opisany również rozwój postaci oraz relacje między nimi. Minusa nie widzę ani jednego. Polecam ją każdemu, niezależnie od wieku, płci czy poglądów.


"Notatki samobójcy" Michael Thomas Ford- recenzja

 Jeff, główny bohater książki noszącej tytuł “Notatki samobójcy”, którą napisał Michael Thomas Ford, nie jest postacią łatwą do polubienia. Chłopak trafia do szpitala psychiatrycznego- właściwie to tam go poznajemy, i ma zostać poddany czterdziestopięcio dniowej terapii. Na oddziale dla nastolatków poznaje “wariatów”, jak uparcie ich określa. Jedną z nich jest Sadie, osoba, która odegra bardzo dużą rolę w leczeniu Jeff’a i zdecydowanie zasługuje na określenie jej jedną z ważniejszych żeńskich postaci książki- obok tajemniczej Allie i Amandy, siostry głównego bohatera.

Jeff ma duże trudności z otwarciem się, właściwie długo możemy się tylko domyślać co było tą nie bezpośrednią przyczyną jego depresji i zachowań autodestrukcyjnych. Chłopak nie chce się do tego przyznać sam przed sobą, przed czytelnikami, przed nowymi znajomymi z zakładu psychiatrycznego a zwłaszcza nie planuje tego robić przed swoim lekarzem psychiatrą. Poznajemy jego historię uważnie śledząc wszystkie wskazówki, które nam zostawia, ciągle mając nadzieję, że to będzie ten moment, gdy Jeff zaufa nam na tyle, aby odpowiedzieć na pytanie: dlaczego?


Poważny ton książki, przeplatany z filozoficznymi rozważaniami bohatera, zalążkami romansów i miłości, przekazuje nam ważną naukę: nastolatki też mają swoje problemy, których nigdy nie należy lekceważyć. Pozwala zrozumieć czytelnikom, że każdy może trafić na miejsce Jeffa, Sadie czy małej Marthy. Książka przybliża zjawisko depresji, homoseksualizmu, zachowań i myśli samobójczych. Opisy nie są moim zdaniem drastyczne, ale dosadnie opisane.


Za co doceniam tą książkę? Za pokazanie, że szpitale psychiatryczne to nie “wariatkowo”, tylko miejsca, w których osoby chore są leczone. Za ciekawy język. Za pokazanie czytelnikowi, że z każdej sytuacji jest jakieś wyjście.


Pamiętam, że jeszcze przez długi czas po przeczytaniu, książka ta pozostawała w moich myślach. Zmusiła mnie do wielu rozważań na różne tematy, coś zmieniła w moim życiu. Zdecydowanie polecam ją każdemu.


"Fanfik" Natalia Osińska - recenzja

 “Fanfik” autorstwa Natalii Osińskiej jest książką podejmującą ważne tematy: depresję wśród młodzieży, trudność w zrozumieniu siebie nawzajem przez dzieci i rodziców, problemy z odnalezieniem się między szkolnymi rówieśnikami, nie tracąc przy tym wszystkim humoru.


Główną postacią, o której właściwie jest cała książka jest Antonina, osoba ucząca się w liceum, wychowywana przez tatę i ciocię. Bierze ona leki psychotropowe, dzięki którym nie ma ochoty zabić wszystkich dookoła oraz samą siebie. Jest przez nie wycofana z życia, wyprana z emocji i właściwie to jest jej wszystko jedno. Zaczyna się to zmieniać, gdy poznaje nowego ucznia- Leona. Stają się po znajomymi, przyjaciółmi, aż w końcu dopełnieniem siebie nawzajem.


Dla mnie największą zaletą tej książki jest fakt, że to jedną z niewielu o ile nie jedyną książka w polskiej literaturze będącą historią postaci transpłciowej. Pokazuje trudny okres tranzycji, problemy dysforii i wspaniałe uczucie euforii płciowej. Postać Antoniny, lub właściwie Tośka, jest doskonałym przykładem na to, jak ważne jest życie w zgodności z samym sobą i ile może dać bycie akceptowanym w rodzinie, szkole, wśród przyjaciół. Rolą Leona jest pokazanie innej strony środowiska LGBT+, jest on nieheteronormatywny. Niesie to za sobą konsekwencje- zarówno dobre jak i złe.


Zatem czy książka jest tylko dla osób LGBT+? Zdecydowanie nie. Pokazuje ona, że osoby będące nie cis i nie hetero to zwykli ludzie, że mają oni zwykłe problemy i tak naprawdę to po prostu otaczający nas ludzie. To samo dotyczy osób chorych i zaburzonych psychicznie. Niektóre z postaci historii napisanej przez Natalię Osińską uczą się, że nie można lekceważyć sygnałów od ludzi, że coś jest u nich nie tak, nie ważne w jakim są wieku.


Dla mnie osobiście przygoda przeżyta z Tośkiem, Leonem oraz ich rodzinami i przyjaciółmi, pozostanie niezapomniana i często chętnie do niej wracam. Język jakim pisze Osińska jest przyjemny, słowa są lekkie a fabuła płynnie sunie do przodu.


"Z dala od siebie. Mroczna baśń" Jen Calonita - recenzja

 “Z dala od siebie. Mroczna baśń”, której autorstwem jest Jen Calonita to alternatywna historia do animowanego filmu “Kraina lodu”. Opowiada o tym, co by było gdyby główne bohaterki- Elsa i Anna, się nie znały. Co by było gdyby to jedno z moich ulubionych rozważań, dlatego możecie wyobrazić sobie moją ekscytację, gdy wydawnictwo Egmont wprowadziło do księgarni serię “Mroczna baśń”.


Książka napisana jest przyjemnym ale nie dziecinnym językiem. Ukazuje nam narracje oczami czterech postaci: Elsy, Anny oraz epizodycznie Kristoffa i Hansa. Wszystko zaczyna się gdy dziewczynki są małe. W wyniku klątwy muszą zostać rozdzielone. Ta pierwsza jako następczyni tronu zostaje w Arendelle z rodzicami. Druga z dziewczynek trafia do rodziny zastępczej.


Siostry są dopełniającymi się nawzajem przeciwieństwami- gdzie Elsa wprowadza smutek, tam Anna daje radość, przyszła królowa jest rozwagą na beztroskę swojej siostry. Łączy je osoba o imieniu Freja, oraz pojawiający się adoratorzy płci przeciwnej- tu pojawia się pewien zaskakujący wątek. Akcja cały czas idzie do przodu, czasem pojawiają się chwile, które można kojarzyć z filmu, jednak całość jest raczej nowa. Wszystko to się dzieje w towarzystwie magii i mrocznych intryg.


Pojawia się pytanie: kim tak właściwie jest docelowy odbiorca tej książki? Czy jest ona kierowana do dzieci? A może młodzieży i dorosłych? Wydaje mi się, że raczej to ta druga opcja jest prawidłowa, historia ta jest jak dla mnie nieco zbyt mroczna i tajemnicza dla najmłodszych, a przynajmniej tych co wrażliwszych. W książce nawet uwielbiany przez dzieci bałwanek Olaf jest nieco dojrzalszy niż kiedykolwiek ktokolwiek zakładał, że będzie.


Czy są jakieś minusy w tej książce? Ja ich nie widzę. Długość historii jest jak dla mnie idealna, zakończenie perfekcyjnie zamyka wszelkie otwarte wątki. Cały mrok pojawiający się w książce, odkrywanie rodzinnej zagadki przez Elsę pasuje do jej charakteru. Jedyne co mi pozostaje to zaproszenie was do przeczytania “Z dala od siebie”.


"Strażnicy dusz" Aiden Thomas

  Czy tradycja może krzywdzić innych? Pewnie wszyscy słyszeliśmy, że mamy coś zrobić, bo to tradycja, bo jest to coś co robi się od pokoleń ...